Raczej kpina z debaty. Nie chodzi nawet o Rachonia i tę panią, której nazwiska – proszę mi wybaczyć – nie chce mi się nawet sprawdzać. Rachoń wykonywał zadanie. Wszyscy pozostali — niestety też. Oceny krążą po sieci. Najczęściej wymienianym wygranym jest Szymon Hołownia. Moim zdaniem słusznie. Był zwięzły, celny, dowcipny. Uniknął galopady podniesionym tonem. Sprzedał elementy programu i brzmiały one przekonywująco. Słuszne też gratulacje spływają do Joanny Scheuring-Wielgus. Równie słuszne są oceny Bosaka, niestety też Tuska. Co PiS chciał osiągnąć groteskowym i żałosnym Morawieckim? Czy w ogóle cokolwiek?
Rachoń z towarzyszącą mu panią — proszę wybaczyć, nie chce mi się sprawdzać jej nazwiska — czytał pytania z referendum i kilka innych, skleconych podobnie. Wszystkie opatrzone fałszywymi tezami. Wszystkie z powtarzającym się kluczem: są w tej sprawie dwie opcje — polityka władzy i polityka opozycji. Ten klucz to pisowska strategia. Przemyślana? Być może. Przede wszystkim jedyna, która tej ekipie przychodzi do głowy. Wyboru — jak się zdaje — nie mieli.
Gra na polaryzację jest jedyną i stałą strategią PiS, który wyżej głowy nie podskoczy. Czasem — często — udawało mu się tą agresją zagonić KO do narożnika, wywołać uniki i kluczenie. Wtedy demobilizował słabiej zdeklarowane zaplecze opozycji i odnosił korzyści. Być może zatem słusznie Tusk zdecydował się w to zwarcie wejść. Choć zrobił to z wyraźnym wahaniem, które stało się nieco bardziej zrozumiałe, kiedy wyszedł z debaty i do wiecu własnych zwolenników mówił o tym, żeby wyborców PiS, zwykłych ludzi, rozumieć i szanować. Jeszcze w studiu zapowiadał pojednanie przy Wigilii… Spójne żadną miarą to nie było. Dobre — świetne! — momenty Tuska, to wyłącznie pranie po mordzie Mateusza, choć i po tym pozostawał niesmak, bo było w tym zbyt wiele z kopania leżącego.
Nie wiem, czy ktokolwiek poza mną zauważył przeraźliwy zgrzyt, kiedy pod koniec Tusk wzywał do debaty Kaczyńskiego z Morawieckim. „Możecie przyjść we dwóch” — mówił — „mnie to bez różnicy”. O żadnych partnerach z opozycji się nie zająknął. Dla niego, jak dla Morawieckiego i Rachonia, to wyłącznie jego sprawa. To ona składa ślubowania. Innych nie ma w tej grze.
O programie mówili Hołownia, Sheuring-Wielgus i Bosak. Ten ostatni — na mój gust — tym razem najsłabiej, choć mogę być skrzywiony. Rzecz w tym, że ta programowa gadanina całkowicie pomijała sedno konfliktu o demokrację. Nikt z odpowiadających nie zająknął się o tym, że w każdej ze spraw istnieją nie dwa przeciwstawne poglądy, ale całe mnóstwo różnych. I że nie politykom decydować o większości tych spraw. Wszystkie wypowiedzi całkowicie pomijały wreszcie fakt, że żadna z partii po wyborach nie zdoła żadnej ze swych programowych zapowiedzi zrealizować. Wszystko wskazuje na to, że nawet po wygranej opozycji Rachoń z tą panią, którą widzieliśmy, pozostaną w TVP z całą resztą pisowskiej ekipy, a nowy Sejm będzie ich tam mógł co najwyżej próbować zagłodzić. Dzisiejszą bezradność posłów opozycji wobec „arytmetyki sejmowej” zastąpi imposybilizm wobec weta Dudy, którego nie przełamią i paraliżujący lęk przed powrotem populistów. Duda zawetuje ustawę o TVP. W innych poważnych sprawach opozycja będzie miała milion powodów, by z lękiem cofać się przed konfliktem z prawakicm populizmem, który przecież nie zniknie — będą to powody co najmniej równie dobre, jak ten, który jej kazał bić na stojąco brawo „obrońcom granic” i który kazał wszystkim dzisiaj — z wyjątkiem Joanny Scheuring-Wielgus — milczeć o trupach na bagnach przy białoruskiej granicy.
Skoro w rzekomo poważnych mediach nie było dotąd żadnej poważnej rozmowy o tym, co należy zrobić w Polsce (a nie jest to „babciowe”) i jak to przeprowadzić w dzisiejszych warunkach naprawdę, zamiast opowiadać o hasłach-marzeniach — skoro niczego takiego nie widzieliśmy ani razu w żadnym nawet pojedynczym wywiadzie w „wolnych mediach”, to czego oczekiwać po spektaklu wyborczym w propagandowej TVP tuż przed samym głosowaniem?
Czy ta debata może cokolwiek zmienić? Owszem. Może bardzo wiele — bardziej niż ostatni marsz. Nie wiem, jak będzie. Morawiecki w każdym razie popełnił samobójstwo. Daj Boże, udane. Co innego realizować tępą strategię, a jednak co innego zrobić siebie tak kompletnego kretyna. Czasy wydają się zmieniać. Kiedyś PiS zawsze mógł liczyć na opozycję — jej kunktatorstwo, kluczenie, interesowność, lenistwo i intelektualną impotencję. Dziś opozycja może liczyć na tępotę i tchórzostwo PiS, objawiające się w całej pełni, kiedy opadł już ten ich bezprzykładny, przaśny tupet.
Będę się cieszył, kiedy PiS upadnie. Nie przestanę widzieć, że równocześnie upadają wszelkie standardy wokół nas. I wśród nas także. Jednakże dziś wieczorem zobaczyłem wreszcie — po raz pierwszy –możliwość upadku tej cholernej władzy.