Zrozumieć skrajnych prawicowców i wyborców PiS: przypadek Jana Krzysztofa Kelusa
Biełamor eta prosta papiros
kak Philip Morris – eta prosta cigariet
na puti na żizni tak wstrieczajetsja
s czieławiekam czieławiek.
Prawdziwą reprezentację społeczeństwa łatwiej, taniej i szybciej da się wylosować niż wybrać. W ten sposób da się wyłonić reprezentatywną grupę „ludzi takich, jak my”, którym zaufać da się właśnie z tego powodu.
W rzeczywistości tak wyłonieni reprezentanci społeczeństwa – różnej płci, pochodzący z różnych środowisk, o różnych dochodach, wykształceni tak, jak jesteśmy wykształceni w rzeczywistości, głosujący na różne partie polityczne – będą jednak od nas lepsi. Stanie się tak, kiedy zapłacimy im za rok trudnej pracy, w trakcie której w debacie poznawać będą dostępną ekspercką wiedzę o zagadnieniach, z którymi będą się mierzyć. Ich opinia i decyzja nie będzie więc – jak sondaż – instynktownym odruchem, a efektem debaty, przemyśleń i starannej kalkulacji własnych interesów.
Będą też lepsi od polityków. Decyzji nie będą podejmowali z myślą o kampanii wyborczej przed kolejną kadencją, bo żadnej dla nich po prostu nie będzie. Będzie co najwyżej kolejne losowanie składu Trzeciej Izby. O decyzji przesądzą więc nie „słupki poparcia”, nie będą jej towarzyszyć krasomówcze konkursy, nikt nikogo nie będzie chciał „zaorać”, bo nikt nie będzie miał powodu. Trzecia Izba podejmie decyzję najlepiej jak to się da zrobić.
Jeśli parlament zechce uznać werdykt Trzeciej Izby za wiążący dla siebie i będzie mógł to zrobić w ramach własnych kompetencji, wynik prac Trzeciej Izby stanie się prawem. Jeśli nie – a tak będzie w każdym przypadku zmiany konstytucyjnej i oczywiście w każdym przypadku braku „politycznej woli” – werdykt Trzeciej Izby będzie musiało potwierdzić powszechne referendum. Jak to się stało w Irlandii – a inaczej niż w Wielkiej Brytanii, gdzie populistyczna kampania doprowadziła do Brexitu – referendum nie będzie wtedy aktem samobójczego zbiorowego szaleństwa, ale efektem głębokiego namysłu i wielkiej społecznej debaty.
Trzecia Izba zmienia definicję polityki. Wyjmuje najważniejsze polskie sprawy spod władzy polityków i zdejmuje je z osi polskiej wojny. Kończy tę wojnę.
Tu nic nie musi i nie powinno zależeć od polityków. Tu również nic nie zależy od tego, kto wygra wybory 15 października 2023 i każde kolejne. Tu wszystko będzie zależeć od nas. W każdej możliwej politycznej sytuacji obywatelskie społeczeństwo ma przed sobą to samo zadanie.
Tak to z pewnością brzmi w zderzeniu z otaczającym nas pejzażem politycznego folwarku. Jaka znowu Trzecia Izba? Po co komu demokratyczne innowacje, kiedy po prostu posprzątać po PiS?
Losowanie reprezentantów ludu nie jest „demokratyczną nowinką” ani utopią: było praktyką znaną w Antyku. Wykorzystywano je w średniowiecznych włoskich republikach, obok podziału władzy właśnie w ten sposób skutecznie eliminując grę osobistych interesów w polityce. Wykorzystuje się je dla zapewnienia bezstronności w amerykańskich sądach przysięgłych. Przysięgli mają być zwykli i anonimowi – a nie wyborczo popularni. Również w polskich sądach losowanie składów jest lub może być silną gwarancją ich bezstronności. Na uwagę zasługuje jednak przede wszystkim doniosła rola, jaką tak wyłonione Zgromadzenie Obywatelskie odegrało w Irlandii, podejmując decyzje w najtrudniejszych i najbardziej zapalnych sprawach, których politycy nie mieli odwagi rozstrzygać w parlamencie.
W rzeczywistości ważne jest uświadomić sobie z drugiej strony, że żadna z wyborczych obietnic złożonych przez partie dzisiejszej sejmowej większości w kampanii wyborczej nie wytrzymuje elementarnej próby realizmu. Żadna z partii nie zdoła zrealizować żadnego ze swych naprawdę ważnych postulatów. To trzeba umieć przyjąć do wiadomości i wyciągnąć wnioski.
Oczywiście, że z PiS trzeba wygrać do końca. Źródła populizmu nie wyschną. Jego powrót będzie nam groził dopóki nie zrealizujemy wielkich postulatów obywatelskiego ruchu. A zrobić da się to wyłącznie poza parlamentem i poza światem polityki, do jakiej przywykliśmy. W przeciwnym wypadku populistyczna fala zaleje nas znowu i zakryje. Z całą obezwładniającą pewnością.
Rewolucyjna czy nie, utopia staje się w tej perspektywie koniecznością, od której nie ma ucieczki. W tej perspektywie działam od ośmiu lat. I zdziałałem niemało. Znów zaczynam niemal od zera. Bogatszy o ośmioletnie doświadczenie.
Biełamor eta prosta papiros
kak Philip Morris – eta prosta cigariet
na puti na żizni tak wstrieczajetsja
s czieławiekam czieławiek.
Będziemy wszyscy wspierać nasz rząd. Słusznie. Bo to jest właśnie nasz rząd. Tak chcieliśmy przez osiem lat. I tak wybraliśmy. Nie będziemy dbać ani o ustrój, ani o legalistyczną, konstytucyjną ortodoksję. Nie będziemy dbać również o zaniechania. Też słusznie – możliwości są, jakie są, nie da się tego ignorować, jak to zrobiła Helsińska Fundacja w sprawie telewizji. Skutek będzie jednak taki, że na tym etapie będziemy zarówno wspierać autorytarny model państwa, jak i mobilizować emocje do politycznej wojny z prawicą. Każdy postulat trwałej naprawy polskiej demokracji stanie w ostrym konflikcie z bieżącą pilną potrzebą utrzymania władzy demokratów. Dopóki w wojnie o władzę będziemy wygrywać, będzie nieźle, co nasze dzisiejsze myślenie usprawiedliwi. Źle będzie, kiedy przegramy. Będzie gorzej niż w przegranych znanych nam z przeszłości. I być może rzeczywiście tak już musi być.
– Andrzej, no ok – oświadcza Donald Tusk – niech rządzi Mateusz. Będziemy konstruktywną opozycją. Ale jedno weto choćby najmniej ważnej naszej ustawy i Mateusza wypierdalamy.
Wypada mi uznać, że przez osiem lat goniłem za chimerą prawdziwej i trwałej demokracji. Powinienem się tego wstydzić — jestem w końcu już dużym chłopcem. No, nie wstydzę się. Tylko co z tego?
Dworskie obyczaje władzy były jednym z elementów przesądzających o porażce liberalnych demokratów w 2015 roku. Dziś wewnętrzne życie partii przypomina obyczaj raczej feudalny niż demokratyczny.
Transmisja o jednej z kluczowych spraw. Zarówno dla przyszłej Polski, dla bezpieczeństwa od populistycznych zagrożeń, jak wreszcie dla wyborczego zwycięstwa.
ⓒ Paweł Kasprzak