Albo „inna partia”, albo trzecia kadencja

Opublikowany głównie w Gazecie Wyborczej sondaż na zlecenie Fundacji Forum Długiego Stołu przeraża. Forum, śladem publikacji Andrzeja Machowskiego, zamawiało badanie porównujące rozmaite warianty startu opozycji w wyborach parlamentarnych – tymczasem okazało się, że opozycja już dokonała cudu i zmierza wprost do klęski w wyborach, których przegrać się niby nie dało.

Co do samego badania uwagę mam jedną. Wyniki koalicji całej opozycji są niedoszacowane. Dlatego, że nikt w nią nie wierzy i to właśnie do tego udało się przekonać wyborców liderom opozycyjnych partii. Oraz dlatego, że nikt jeszcze takiego tworu nie widział i nie wie, ile jest wart. A może być wart tyle, co Koalicja Europejska sklecona swego czasu przez Schetynę z charakterystycznym dlań wdziękiem – albo tyle, co swego czasu wielka koalicja włoskich demokratów, która w starciu z niepokonanym, jak się wszystkim wydawało, charyzmatycznym populistą Berlusconim pozwoliła wyborcom – od liberałów po komunistów – wybrać sobie lidera i przynajmniej proporcje na wspólnej liście. Wyborcom, nie targującym się między sobą przywódcom 12 partii. Ta koalicja przyniosła włoskim demokratom 10% wzrostu frekwencji wyborczej i zwyciężyła w cuglach. No, ale to inna historia.

Co do dzisiejszej debaty w Wyborczej uwagę mam poważniejszą. Zarówno polityka redakcji – wypowiedziana jeszcze niedawno wprost przez Adama Michnika, kiedy wyrzucał nas z Czerskiej z podobną debatą – jak i wszystkie inne dotychczasowe mainstreamowe działania na rzecz wspólnej listy miały charakterystyczny cel. Węższy niż sama wspólna lista, otwarta na wszystkich i rzeczywiście demokratyczna, a nawet węższy niż samo wyborcze zwycięstwo o możliwie największej skali – tak, by pokonać weto Dudy, albo opór TK Przyłębskiej. To była gra na jak najwyższy wynik PO/KO i Tuska, który po zwycięstwie miał rządzić samodzielnie bez zbędnych kłopotów z kapryśnymi i skłonnymi do zdrady koalicjantami. Opowiadać się za wspólną listą znaczyło dotąd uczestniczyć w bezwględnym grillowaniu Hołowni z jednej strony, a Lewicy z drugiej. Jeśli tak potoczą się losy dyskusji, wynikom wyborczym wróży to fatalnie i mam wielką nadzieję, że sondaż prezentowany dzisiaj uzmysłowi to wreszcie wszystkim bawiącym się dotąd w tak szaleńczo ryzykowne rozgrywki.

Cieszę się ogromnie, że kalkulacje efektów d’Hondta i ten ostatni sondaż przebiły się wreszcie do mainstreamu mediów i „dorosłej polityki”. Dotychczas dokładnie te same szacunki pokazywali wyłącznie Obywatele RP. Robiliśmy to przed każdymi wyborami i reakcją był wyłącznie łomot, który spadał na nas zewsząd: od polityków partii opozycji, poprzez opozycyjne media, a na przyjaciołach z obywatelskich ruchów kończąc. Nikt nigdy nie przyznał nam racji również po fakcie, kiedy wszystkie nasze czarne proroctwa wypełniały się co do joty.

Chcę jednak przestrzec. Apele nie pomogą. W sprawie wspólnej listy różni ludzie, różne środowiska ślą je od dwóch lat. Tym razem ze wsparciem mediów, które wcześniej tego rodzaju inicjatywom odpowiadały raczej cenzurą niż w jakikolwiek inny sposób. Opowiadaliśmy się zawsze i nadal opowiadamy się za powołaniem wspólnych obywatelskich instytucji w każdym ze 100 okręgów senackich i 41 okręgach sejmowych. Ich celem powinna być wspólna lista. Wyłoniona w drodze publicznych debat i wysłuchań pretendujących osób – bez żadnej wstępnej cenzury dyktowanej przez czwórkę obecnych partyjnych liderów – w drodze maksymalnie demokratycznej i koniecznie transparentnej, zrozumiałej procedury. Instrumentem nacisku komitetów nie może zaś być perswazja. Perswazja nie działa — to widać. Musi nim być gotowość i możliwość wystawienia własnych kandydatów. Dzisiejszy sondaż pokazuje punkt wyjścia i wstępne poparcie takich kandydatów. Mówi o nim Andrzej Machowski. To 10% wyborców gotowych poprzeć „inną partię”, choć wiedzą, że żadnej „innej partii” nie ma. Niech jednak „inną partią” – która może przesądzić o wszystkim – nie będzie osobna lista niezależnych kandydatów, ale właśnie wspólna lista obywatelskiego ruchu gruntownej reformy kraju, na której znajdą się wszyscy.

15 Responses

  1. Jedna lista opozycji kontra Kaczyński jest klarowna. Ludzie często nie znają się na polityce, bo nie interesują się nią. Przecież nie muszą. Rozstrzelenie partii do wyborów wprowadzi zamieszanie. Ktoś będzie chciał być oryginalny, inny coś sobie wyobrazi na podstawie niedostatecznych przesłanek. A przecież jakiekolwiek działania demokratyczne przeprowadzimy tylko wtedy, gdy Kaczyńskiego odsuniemy od władzy. Dlatego pełna para na odsunięcie go od koryta i od sterów. Jeżeli pozwolimy sobie na dowolność, „na może tak, a może inaczej”, sami się pogrzebiemy. I teraz, oprócz tego obrzydliwego zakazu aborcji, będziemy musieli przełknąć i inne, równie dotkliwe, bo, zabierające wolność, prawa.

    1. Program „odsunięcia PiS-u od władzy” zakończy się jedynie odsunięciem PiS-u od władzy, a nie żadnymi zmianami i reformami. Wszystko zostanie po staremu, czyli Polska zostanie prywatnym chlewem partyjnych świń. Jak PRL.

      1. Jeżeli tylko tym się skończy, to skonczy się świetnie, bo Kaczynski zostanie pokonany. I wtedy my zaczniemy usuwać to jego kacze bagno. Gdyby jednak JK pozostał, to będzie nie tylko tak jak teraz, a dużo gorzej. Oczyszczenie sceny politycznej z Kaczynskiego, to otwarcie drogi do reform i nie ma innej drogi- i jak można tego nie rozumieć? Przecież następna władza (nasza, a więc demokratyczna) będzie w naturalny sposób dążyła do ludzkich praw, które będą ją różniły od obecnej faszystowskiej z całą jej nienawiścią do człowieka i nieprzepartą chęcią zabrania mu wolności, żeby rządzić, gnębiąc i gnojąc obywateli bo wtedy tylko czują, że obywatel jest pod ich butem. Temu właśnie także ma służyć bandyckie prawo o aborcji. Szykują już następne, z psychiatrii, gdzie psychiatrzy są przerażeni. Jeżeli się nie sprężymy, to poczujemy na sobie coraz więcej praw faszystowskich. Wygrywamy – normalizujemy prawo – wracamy do Konstytucji. Innej drogi do normalności nie ma.

        1. To jest moim zdaniem Pani naiwna wiara, której ja całkowicie nie podzielam. PO jest tworem antydemokratycznym i antykonstytucyjnym, podobnie jak PiS. Może pod względem wulgarności jej postawy widzę pewne różnice na korzyść PO. Ale estetyka nie może zastąpić treści. Treść się liczy i jest tyle samo warta, niezależnie od efektów estetycznych. Gówno na podłodze lub na stole podane na talerzu jest tyle samo warte, co gówno opakowane w błyszczącej folii aluminiowej.

          Dla mnie osobiście zarówno POfilia jaki i PiSdofilia jest równie obca i odstręczająca. To żaden wybór.

        2. Po pierwsze wyborcy „się sprężają” już od dawna. W 2015 roku opozycja przegrała, choć jej wyborców było 1,5 mln więcej niż wyborców PiS. 10% głosów zmarnowała pod progiem podzielona lewica. Reszta głosów podzieliła się między PO, PSL i Nowoczesną. Wyciągnęliśmy z tego taki wniosek, że w 2019 roku poszliśmy do wyborów trzema blokami. „Sprężyliśmy się” i oddaliśmy niemal milion głosów więcej niż ich zdobył PiS. Przegraliśmy.

          Dzisiaj idziemy — licho wie — prawdopodobnie trzema listami, gotowi najwyraźniej zrobić wszystko, żeby tylko maksymalnie zepsuć wynik wyborczy. Dlaczego tak idziemy? Od kogo to zależy? Od czterech facetów, z których większości po klęsce z 2019 roku — wiedzieli o niejj z pewnością, skoro sam potrafiłem to bez trudy policzyć — nie powinno być w ogóle w polityce. Trzeba mieć tupet. Trzeba wyjątkowej bezczelności, żeby to, co się zdarzy jesienią, nazwać w ogóle wyborami. Nie tylko z powodu pisowskich manipulacji. Dlatego, że od wyborców nie zależy żadna z podstawowych decyzji.

          Jakie nadzieje da się mieć na „normalność” z tej perspektywy — nie mam pojęcia. Można wierzyć w powrót praworządności, owszem, w jakimś stopniu. Choć widzieliśmy choćby ostatnie głosowania w tej sprawie i wstrzymującą się od głosu większość opozycji — a historia jest o wiele starsza niż to i pokazuje wszystko, tylko nie determinację w obroie zasad.

          Dzisiejszą politykę opozycji w całości określa lęk przed populistami. JPII, brawa dla zbrodniarzy z białoruskiej granicy, próby licytacji na świadczenia socjalne — co tylko chcesz. Zwycięstwo wyborcze? Stoi pod poważnym znakiem zapytania. Jeśli nastąpi, będzie słabe, większość będzie krucha, zagrożenia nie znikną. Skąd przekonanie, że wraz ze zmianą władzy nastąpi inna polityka? Najpoważniej na świecie pytam. Ja takich nadziei nie mam. Mam same obawy.

          1. Piękne odkrycie, ale trochę spóźnione. O tych czterech facetach decydujących o wszystkim.

            Podejrzewam, że w PRL-u PZPR wyznaczała swoich kandydatów do „Sejmu” bardziej „demokratycznie” z udziałem kilkudziesięciu, a prawdopodobniej kilkuset facetów. A może i paru tysięcy facetów. Tam było 2 miliony członków, różnorakie frakcje polityczne i wpływy regionalne. W III RP o listach decyduje kilku facetów. Może w PSL trochę więcej.

            W tym sensie PRL była bardziej demokratyczna, niż III RP, chociaż PRL z pewnością nie była demokracją.

  2. Popieram Pawła Kasprzaka i jego tok myślenia. Popieram również Donalda Tuska, który mówił ostatnio, że jak Hołownia i Tygrysek nie przyłączą się do wspólnej obywatelskiej listy, chociaż Polacy w swojej większości widzą taką konieczność, to on utworzy wspólna listę z pominięciem tych liderów, którzy nie rokują na zjednoczenie elektoratu. To jest szansa na wprowadzenie planu Pawła Kasprzaka o chociażby namiastce prawyborów w których wyłonią się pewniacy do zwycięstwa w nadchodzących wyborach.

  3. 1. Ciekawy sondaż, ale jak to zwykle z sondażami należy być sceptycznym i ostrożnym. Długofalowe trendy się liczą, a nie pojedyncze, zwłaszcza nowatorskie sondaże.

    2. Pozytywne w tym sondażu jest to, że temat niejako przechodzi na krótko lub dłużej do mainstreamu. Aktywność GW jest tu zastanawiająca. Zmiana strategii, czy kolejne medialne triki na rzecz lansowania totalnej POfilii?

    3. Podstawowa słabość sondażu, to sztuczne dzielenie społeczeństwa na blok „prawicy” wraz z Konfederacją oraz „demokratycznej opozycji”. Nie ma czegoś takiego jak prawica rozumiana jako PiSdofilia wraz z Konfederacją oraz nie ma demokratycznej opozycji rozumianej jako POfilia. Wszystkie polskie partie nie są demokratyczne i paradoksalnie najwięcej śladów wewnętrznej demokracji widać w Konfederacji. Może trochę oddolności jest jeszcze w PSL, ale w pozostałych partiach nie ma demokracji nic.

    4. Inną słabością sondażu jest odpytywanie jedynie preferencji partyjnych. Okej, to jest dominująca postawa w „wyborach”, ale w realnym głosowaniu dochodzą częściowo inne aspekty, jak głosowanie na konkretne nazwiska, głosowanie na jedynki, głosowanie na znane nazwy. Jedna lista jest pomysłem tak nowatorskim i eksperymentalnym, że efekty wielorakich motywacji i zachowań „wyborców” są w sumie nieprzewidywalne. Zwłaszcza, że akcja wydaje się już bardzo spóźniona i trudno oczekiwać solidnej realizacji koncepcji informacyjno-edukacyjno-medialnej.

    5. W sumie ciekawe zjawisko, ale dla mnie nieco odległe emocjonalnie, bo jako bezpartyjny i antypartyjny obywatel tak czy siak nie mam prawa udziału w tych pseudowyborach. Notoryczne łamanie przez III RP art. 96 i 99 Konstytucji, czyli łamanie podstaw wyborów demokratycznych.

  4. Dla mnie osobiście jest to bardzo proste. Chcemy wygrać z PIS to głosujemy na najsilniejszą partię, która daje nam największą szanse wygrania, czyli PO. Jaka koalicja powstanie i czy będzie ona lepsza czy gorsza, stabilna czy nie zadecyduje PO i jej członkowie swoimi umiejętnościami współpracy. Niechęć do PO jest śmieszna i naiwna. Niechęć do spisywania się do partii również jest dla mnie dziwne, bo to właśnie oni decydują kto jest jej liderem na konwencjach i reprezentantem ich regionu w demokratycznych wyborach w czasie wewnętrznych ustaleń. Realia polityki są brutalne, ale tak właśnie działa pragmatyzm czasów demokracji partyjnej na świecie. Stawanie w poprzek, bicie piany, nic tu nie pomoże. Presja na różne zmiany ma sens ale realizm silnej partii wiodącej lub opozycycjenj jest jej atutem dającym najwieksza szansę wygrania demokratycznych wyborów. Życzę powodzenia dla PO a wam życzę pokory, rozsądku, oraz więcej życzliwości i troski o najsilniejszego oponenta PISu, czyli PO. Pozdrawiam.

    1. Ja myślę, że naród polski musi przede wszystkim wygrać z POPiSem, czyli postkomunizmem. Tak jak niegdyś wygrał z komuną. Musi również wygrać z socjotechniką sztucznego tworzenia z Polaków wrogich i nienawistnych sobie plemion.

      Dlatego, moim zdaniem, zarówno PiS jak i PO trzeba odrzucić. W konsekwencji również Pańską argumentację. Nie wolno z siebie robić ofiar parszywych socjotechnik.

      W komunie się udało. W postkomunie też się kiedyś uda.

        1. Skąd ja znam ten typ komentarzy? Aha, z prawackich portali PiS-dzielców, których już od wielu lat nie odwiedzam, głównie z powodu nudy i nudności.

          A więc jestem przyzwyczajony i się już nawet nie gniewam. Od dawna też nie zauważam większych różnić między wyznawcami PO-filii i PiS-dofilii. Ten sam format, tylko odwrócony jak w zwierciadle.

          Każdy ma jakiś wybór, nawet gdy nie ma wyboru. Ja jestem z wyboru wrogiem POPiS-u, czyli swego rodzaju symetrystą.

    2. Jerzy, jednak może popatrz i na sondaże i na wyniki wyborów. Postawa, którą prezentujesz, jest charakterystyczna dla rozsądku wyborców — skoro nie ma wspólnej listy, trzeba wybrać najsilniejszego i go poprzeć. Tyle tylko, że najsilniejsza PO/KO ma wyraźny szklany sufit. Nie jest „niewybieralna”, ale ta strategia, którą prezentujesz, jest od dawna straceńcza.

      I przede wszystkim to właśnie na niej pasie się leniwe pasożytnictwo politycznych trutni. Wiedzą, że cokolwiek zrobią — w sprawie praworządności, awantury o JPII, aborcji, polityki socjalnej, czegokolwiek — my zawsze ze strachu przed PiS zagłosujemy i tak zawsze a nich.

      Zapisywać się do partii? I zmieniać je? Żartujesz? Czytałeś statuty? Wiesz jak działają — wsparte ordynacją wyborczą? Istnieje milion powodów, dla których ludzie uczciwi od partyjnej polityki stronią jak tylko mogą. „Tak właśnie działa pragmatyzm” — piszesz. Nie zauważyłeś, że coś złego i bardzo istotnego dzieje się z polityką wszędzie na świecie? Nie przyszło Ci do głowy, że część źródeł kryzysu leży właśnie w przegniłym, a być może po prostu zużytym i nieadekwatnym partyjnym monopolu. Że wspólny, niemal klasowy zbiorowy interes polityków — choćby należeli do najzacieklej zwalczających się partii — istnieje ie tylko w Polsce z jej przysłowiowym POPiS-em, ale daje o sobie znać wszędzie na świecie?

      „Wolnorynkowa” partyjna konkurencja ma nam zapewnić pluralizm. I ma zastąpić klasyczny trójpodział władzy, w którym parlament kontroluje rząd, któremu wyznacza twarde, prawne granice działania. To anachronizm — mówią polityczni mądrale. Czyżby? A może to jest jedno ze żródeł kryzysu. Może pluralizm polityczny jest fikcją zniesioną przez dobrze skądinąd znane i nieźle opisane zjawisko konwergencji partii konkurujących o poparcie tych samych wyborców? Może istotnie jest tak, jak to postrzegają wyborcy populistów, odrzucający całą „polityczą elitę”? Może rzeczywiście parlament ie jest żadną reprezentacją rządzonych, a tylko politycznym zapleczem rządzonych, wspartych dodatkowo przez media, zblatowane z politykami i dawno już zajęte nie tworzeniem i reprezentowaniem opinii publicznej, ale raczej „edukowaniem” jej, by rozumiala złożoności politycznego realizmu, który sam tu propagujesz?

      Wyborcy populistów dają się wziąć na fałszywy lep i wspierają samobójcze recepty. Ale to wcale ie znaczy, że ich diagnoza jest błędna. A jeszcze mniej — że da się ją zignorować.

      Proponujesz więc w moim przekonaniu nie tyle racjonalizm i pragmatyzm, ale siłowe rozwiązanie. Odrzuca mnie od niego z powodów pryncypialnych. Własny pryncypializm byłbym jednak gotów wsadzić sobie w kieszeń — nie z żadnych „taktycznych powodów”, albo dlatego, że na coś liczę. Dlatego, że obok mnie żyją inni, których los zależy od polityki dokładnie tak samo jak mój i którzy moich pryncypiów nie podzielają — jak choćby Ty. Własnych wyborów nie mam im prawa narzucać, bo one mają konsekwencje, których ci ludzie być może nie chcą. Ale to, co proponujesz, oznacza kurs na zderzenie ze ścianą. Kolejny raz. Patrz na wyniki. I na sondaże. Zobacz szklany sufit. Szukaj alternatywy. Z realizmu — nie z marzycielstwa.

  5. Jurku, o jakiej to niechęci do PO piszesz, nazywając ją śmieszną i naiwną?

  6. Jeżeli tylko tym się skończy, to skonczy się świetnie, bo Kaczynski zostanie pokonany. I wtedy my zaczniemy usuwać to jego kacze bagno. Gdyby jednak JK pozostał, to będzie nie tylko tak jak teraz, a dużo gorzej. Oczyszczenie sceny politycznej z Kaczynskiego, to otwarcie drogi do reform i nie ma innej drogi- i jak można tego nie rozumieć? Przecież następna władza (nasza, a więc demokratyczna) będzie w naturalny sposób dążyła do ludzkich praw, które będą ją różniły od obecnej faszystowskiej z całą jej nienawiścią do człowieka i nieprzepartą chęcią zabrania mu wolności, żeby rządzić, gnębiąc i gnojąc obywateli bo wtedy tylko czują, że obywatel jest pod ich butem. Temu właśnie także ma służyć bandyckie prawo o aborcji. Szykują już następne, z psychiatrii, gdzie psychiatrzy są przerażeni. Jeżeli się nie sprężymy, to poczujemy na sobie coraz więcej praw faszystowskich. Wygrywamy – normalizujemy prawo – wracamy do Konstytucji. Innej drogi do normalności nie ma.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nigdy więcej…

„Nigdy więcej” jest myślą założycielską ładu Europy. Było aktem europejskiego rozbrojenia, deklaracją, że niezbywalna godność człowieka leży u podstaw tego ładu. Tym nie wolno manipulować. Nawet prtemierowi polskiego rządu. A może zwłaszcza jemu.

Czytaj »

Chociaż przesuńcie ten płot, idioci…

Płot na granicy dostarcza rozstrzygającego dowodu nie tylko w sprawie etyki, która dziś nikogo nie obchodzi, „bo wojna” i „bo wybory”, ale również w sprawie rozumu. Rządzili i rządzą nami ludzie bezrozumni.

Czytaj »

Panie Premierze,

Nie mam na kogo głosować. Ale to pół biedy. Ilekroć się odezwę, zewsząd słyszę „odczep się od Tuska”. To zaś powoduje, że mojej Polski nie ma. Nie zdołał tego sprawić Kaczyński, sprawił to Pan. Chcę, żeby Pan to wiedział.

Czytaj »