Bardzo polecam wczorajszy tekst Karoliny Lewickiej w naTemat. Nie żeby był jakoś szczególnie ważny, ani wyjątkowo celny. Lewicka jest rzetelna i jest według mnie jedną z przytomniejszych i uczciwszych komentatorek tego czegoś, co zwyczajowo nazywa się polityczną sceną, choć właściwsze byłoby podkreślić jedną z cech scenicznych przedstawień i nazwać rzecz raczej polityczną ściemą. Lewicka pisze o spalonym jej zdaniem – moim też – politycznym projekcie Hołowni i wylicza błędy. Niemal ze wszystkimi jej tezami się zgadzam. Prawdziwa jest również konkluzja Lewickiej: „Trzecia Droga musi się albo wymyślić od nowa, albo polegnie”. A jednak tekst jest równie fałszywy, jak cała polska polityka. Czytając, zastanawiałem się, co jest przyczyną, a co skutkiem. Czy przypadkiem pusty fałsz polityki nie jest efektem właśnie takich medialnych przedstawień? Polecam ten tekst do wprawki w myśleniu o źródłach bagna, w którym tkwimy po uszy.
Pisząc „cała polska polityka” nie mam na myśli tego, co wyprawia PiS. To jest poza normą, poniżej wszelkiej sensownej krytyki i tym zajmować się nie ma po co. To jest również poza polityką, co jest osobnym problemem – akurat ciekawym, a społeczno-kulturowy wymiar tego zjawiska pozostaje w publicystyce wciąż, moim zdaniem, nierozpoznany. Zostawmy to jednak na spokojniejsze czasy. Pisząc „polska polityka” mam na myśli wyłącznie to, co dzieje się po opozycyjnej stronie „politycznej ściemy” – by pozostawać już konsekwentnym przy opisie rzeczywistości.
I żeby nie było, że znów marudzę i oskarżam. To Lewicka napisała we własnym tekście, a ja tylko powtarzam – do katastrofy w polityce dochodzi wtedy, kiedy politycy uwierzą we własne hasła i diagnozy. Ciekawe jest wobec tego, w jakie diagnozy wierzy Lewicka? Albo np. Donald Tusk, który w odróżnieniu od Hołowni nie tonie w sondażach i wymyślać się na nowo nie musi? O co chodzi i co się liczy naprawdę, skoro publicznie deklarowane diagnozy są równie oczywistym fałszem, jak hasła są wyłącznie ściemą? Nie jest wstydem ściemniać. To sama natura polityki. Nie, nie pisowskiej – każdej. Demokratycznej, opozycyjnej także. To nie ja napisałem. To napisała rozsądna i rzetelna Karolina Lewicka.
Przegląd słusznych uwag Lewickiej o błędach Hołowni. Zaczyna od słynnych konsultacji projektu Przyszłość + z ludźmi Czarnka. Zauważa wypowiedź Koboski, o tym, że pisowscy ministrowie usłyszeli wiele twardych słów prawdy. Pyta retorycznie i słusznie, co z tego. Oczywiście nic. Tymczasem o tych samych konsultacjach Tusk napisał, że o przyszłości Polski rozmawiać będą polscy patrioci. Lewickiej to się podoba bardziej – ale pytanie, co z tego tym razem z jej ust nie pada. Oczywiste jest, że nazwać obóz władzy zdrajcami dobra Polski jest hasłem bardziej nośnym niż marudzenie o przełamaniu polskiej wojny, zwłaszcza w okresie wyborczej mobilizacji. Mniej oczywistym jest, w jaki sposób to się ma opłacać. Wykluczenie z grona patriotów obok PiS również polityków i zwolenników Trzeciej Drogi zmniejsza sondażowy wynik opozycji. Zwolennicy twardego kursu powiedzą „trudno, ze zdrajcami gadać nie będziemy”. Jedyna nierzetelność w tekście Lewickiej polega na tym, że pytanie o słuszność i skuteczność takiej polityki nie pada tu wcale, a powinno towarzyszyć wszystkim opisywanym przez nią sytuacjom.
Z Hołownią tak było zawsze, pisze Lewicka i przypomina wyłamanie Pl2050 z solidarnego głosowania opozycji za „dudzim” projektem ustawy o SN. „Hołownia nie zapunktował” – ocenia – „jako ‘jedyny obrońca Konstytucji’, tylko przypiął sobie łatkę rozłamowca”. Opozycja – tego już nie napisano – zapunktowała, jako pragmatycy gotowi głosować wraz z PiS, by wydostać unijne pieniądze. Hołownia i reszta partii postąpili więc odwrotnie jak w ostatnim przypadku „konsultacji”, ale tym razem w związku z ową „sprytną” postawą PO wypadałoby zapytać: „tylko co z tego”. Pieniędzy unijnych nie ma i tak, i być nie mogło, o czym opozycyjni politycy musieli wiedzieć, choć mówili co innego, a komentatorzy polityczni bezustannie i kompletnie bez sensu powtarzają przy tej okazji, że Bruksela tuż, tuż – sprzeda polską praworządność w imię takich lub innych własnych interesów. Jak dotąd Bruksela niczego nie sprzedała i broni pryncypiów. Politycy opozycji natomiast… Ani unijnej kasy nie ma, ani obrony praworządności. Choć owszem, gadania o tym mnóstwo. Wiemy od Lewickiej przynajmniej tyle, że ani żadnych diagnoz o możliwości odblokowania unijnych pieniędzy, ani haseł o potrzebach polskich rodzin, ani tych o niepraworządnej tyranii PiS nie należy traktować w żadnym stopniu poważnie. Co osiągnięto w tych zagrywkach? Nie mam pojęcia i Lewicka tego nie wyjaśnia. Prawdopodobnie ma wrażenie, że wszystko to lepiej służy sondażom przed wyborami. Cóż, sondaże też niezupełnie to wrażenie uzasadniają.
Przechodzi wreszcie Lewicka do szacunków wyborczych możliwości i analizy potencjalnych elektoratów. O tym sam mówiłem i pisałem bardzo wiele, tego wszystkiego dotyczyła dyskusja o wspólnej liście. Lewicka nie dostarcza tu żadnych nowych obserwacji ani analizy choćby zrozumiałej. Konstatuje między innymi, że liczyć na wyborców „antysystemowych” się nie da, bo ich zagospodarowuje Konfederacja. Pisze, że bzdurą jest liczyć na niegłosujących i niezdecydowanych i nie wiadomo dobrze, dlaczego to musi być bzdura. Ani ten, ani żaden inny tekst o wyborczych prognozach nie odnosi się do problemu niskiej frekwencji wyborczej, nie próbuje dociekać, skąd bierze się owa trzecia siła w polskiej polityce, która nie głosuje wcale. Nikt – Karolina Lewicka również – nie rozważa hipotezy, że to wszystko wynik niewiary właśnie w tę politykę, w której nikt rozsądny nie jest w stanie serio traktować publicznie głoszonych diagnoz i haseł.
Pisze jednak Lewicka mimochodem coś, co niewątpliwie jest prawdą i na co warto zwrócić uwagę. O dotychczasowych manewrach i woltach Pl 2050 orzeka, że wynikały z „zawiedzionych nadziei Szymona Hołowni na bycie główną siłą opozycji, który to plan upadł po powrocie na polską scenę polityczną Tuska. To był słaby prognostyk na przyszłość”. Cała wartość Pl2050 wynikała z tego, że nie jest Platformą, choć programowo od Platformy nie różni się w żaden sposób (jak zresztą wiemy od Lewickiej, program to przecież tylko ściema). Wartość Hołowni polegała na tym, że nie był Schetyną, Budką, a potem przyszło mu nie być Trzaskowskim, co wyszło mu gorzej i wreszcie Tuskiem, co idzie mu już fatalnie.
Opisując upadek snu o potędze Szymona Hołowni Karolina Lewicka opisuje nasz upadek. Nie tylko Trzecia Droga przepadnie być może pod progiem. To cały demokratyczny obóz ma się bardzo źle. To, że Hołowni poszło fatalnie, nie zmienia faktu, że oryginalna diagnoza, o której Lewicka wspomina marginalnie, była trafna i ważna – potrzebujemy czegoś zdecydowanie innego niż znani od lat politycy z ich szklanymi sufitami nieprzekraczalnego poparcia i czegoś innego niż przekonanie, że polityka to wyłącznie PR-owa ściema. Jeśli nią pozostanie, istotnie to Konfederacja weźmie głosy „antysystemowe”, a rozsądniejsi z zawiedzionych polityką wyborców zostaną znowu w domach. Na opozycję zagłosują ci – jest ich sporo, wiem – którzy uważają, że polityka to ściema i nie przeszkadza im to.
Anegdota na konkluzję. Kiedy kandydowałem w 2019 roku przyjaciel zorganizował dla mnie badania fokusowe. One oczywiście nie dają żadnej ilościowej analizy i nie mogą być podstawą prognoz (choć te akurat badania w dużym stopniu były i czasem tak bywa) – tu chodzi głownie o jakościową ocenę skuteczności np. różnych „wątków narracji”. Jestem wprawdzie niezdolny do „wymyślania narracji”, co skazuje mnie na katastrofy – według pojęcia Karoliny Lewickiej – ale uważam, że lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć, więc badaniom przyglądałem się z ciekawością, a w niektórych momentach z fascynacją. I tak się złożyło, że grupa badanych podzieliła się wg płci i każda z tych grup formułowała swoje wnioski osobno – a przy tym były one jednobrzmiące i inne dla kobiet i mężczyzn.
Kobiety patrzyły na mój „autentyzm” i widziały go w moim „nieuczesaniu”, w bezpośrednim języku, w widocznej pasji. To był dla nich ogromy atut, ale oczywiście równocześnie pewna słabość w świecie polityki, o którym wiedziały, że promuje przemoc (wystarczy, że symboliczną), cynizm i twardą grę interesów. Kapitalne było na to patrzeć – choć nieco głupio mi o tym mówić, bo zabrzmieć to może wręcz seksistowsko – niemal macierzyńskie instynkty w nich się uruchomiły. Dosłownie było widać, jak przysunęły się do siebie bliżej i dawaj radzić, jak tu pomóc człowiekowi.
Tymczasem dla facetów wszystko to, co dla kobiet było zaletą, było absolutnie dyskwalifikujące. Nie wolno rozstawać się z krawatem, ale nie wolno rozstawać się także z kłamstwem. Kłamać należy wręcz czy trzeba czy nie trzeba, bo właśnie na tym polega polityka. Nie ma sensu marnować czasu i uwagi na kogoś tak niepoważnego, że o tym nie wie. „Narracji” pasującej do obu grup sklecić się nie da, to jasne. Wybór między jedną a drugą jest dla mnie oczywisty. Oczywisty jest jednak wtedy mój los. I każdego, kto tak wybierze. Jak do tego doszło? Kto kształtuje taki obraz polityki? Kto ją w ten sposób opisuje? Dla mnie również to jest mniej więcej jasne – media i osoby takie, jak skądinąd przecież porządna i mądra Karolina Lewicka. Język myśli za nas. O polityce nie umiemy myśleć inaczej. Brakuje nam podstawowych pojęć.